sobota, 25 czerwca 2016

Tylko głupcy się nie boją

Każdy człowiek czegoś się boi i tylko głupcy twierdzą, że jest inaczej. Dzieci boją się potworów lub po prostu tego, że rodzice dowiedzą się o kolejnej jedynce z matematyki. Gdy dorastają, strach dorasta wraz z nimi i tak naprawdę nigdy nie znika. Mnie przeraża to, że żyjemy w świecie, gdzie wstydem jest przyznanie się do własnych słabości. „Pozostań silna, wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży, nie można ci się załamywać!”.
W dzisiejszych czasach pokazanie swojej słabości światu, to jak podpisanie zgody na dobrowolną eutanazję społeczną. Boisz się pająków i powiesz o tym swoim znajomym? Licz się z tym, że wśród nich pojawią się tacy, którzy twoją słabość będą chcieli przetestować i na drugi dzień wsadzą ci tarantulę do ulubionego kubka. Boisz się wysokości? Pfy. Przecież jesteśmy na DRUGIM PIĘTRZE, nawet jak stąd SPADNIESZ to najwyżej złamiesz obie nogi. No podejdź do barierki! A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo co jeżeli strach sięga głębiej? Co jeżeli boimy się tego, że tak naprawdę nasze życie jest jednym wielkim niewypałem i że to co robimy jest bez sensu? Co jeśli boimy się, że nasze znajomości są płytkie i gdy staniemy w obliczu wyzwania, zostaniemy sami? Co jeżeli boimy się samotności? Spróbujcie powiedzieć o tym swoim znajomym od piwa, a bezzwłocznie zaproponują wam pobyt w domu bez klamek.
Zastanówmy się więc najpierw czym jest tak naprawdę strach. Czy naprawdę aż tak powinien nas niepokoić, że wstydzimy się go jak jakiejś choroby? Czy strach jest patologią? Otóż nie. Strach jest bardzo naturalny, to obrona naszego organizmu, mówiąca, że coś jest nie tak. Jednak niestety zdarza się, że strach staje się czymś, co nam przeszkadza, czymś co nas ogranicza i ciągnie w dół. Ale niestety, nawet wtedy wiele osób zwyczajnie wstydzi się o tym powiedzieć.
Dlaczego zajęłam się tym tematem? Dlaczego o tym piszę? Cóż. Mam 21 lat, studiuję wymarzony kierunek, mam szczęśliwą rodzinę, znajomych, kochającego chłopaka i ogólnie na pierwszy rzut oka wydaję się być szczęściarą, podczas gdy w rzeczywistości wciąż jestem małą, zakompleksioną dziewczynką, która boi się wyjść sama z domu. Chcę z tym walczyć, a nie to ukrywać. Jednak małymi kroczkami, anonimowo. Mam też nadzieję, że mój "comming out" pomoże osobom, które są w podobnej sytuacji.
Jestem wrażliwcem i zawsze byłam. Miałam okres w swoim życiu, kiedy zakładałam maskę i udawałam mega pewną siebie, ale hej! Jak długo można żyć w kłamstwie? Jestem też typową panikarą, więc gdy tylko na horyzoncie pojawia się przeszkoda, to jeszcze zanim się jej przyjrzę i ocenię, z góry zakładam że roztrzaskam się o nią, jak Titanic o górę lodową (swoją droga, nie cierpię tego filmu). Więc możecie wyobrazić sobie moje zażenowanie i wstyd kiedy ta przeszkoda okazuje się nie większa niż Yorkshire Terier z różową kokardką. I takie sytuacje powodują, że coraz rzadziej mówię o tym, czego się boję. Jeżeli zaoszczędzę mojego bezpodstawnego panikarstwa komuś, to pół biedy, ale co w wypadku, gdy problem okazuje się realnie duży?
I tu przechodzimy do tematu właściwego: w dzisiejszych czasach boimy się mówić, o tym, co jest naszą słabością. Pewnie, nikt nie lubi się chwalić że ma 100 tyś. kredytu do spłacenia i obawia się o przyszłość swoich dzieci, ale często rozmowa naprawdę wiele zmienia. Problem jednak leży w tym, że gdy już ktoś się otworzy, większość instynktownie zareaguje ganiąc tę osobę "WEŹ SIĘ W GARŚĆ!", tak jakby ta osoba tego nie próbowała i nie walczyła.
Wiedząc z jaką krytyką spotyka się słabość w dzisiejszych czasach, czy jej odkrycie nie powinno być wyrazem odwagi? Bo podobno tylko prawdziwi mężczyźni nie wstydzą się łez. Więc dlaczego nie można stwierdzić, że tylko prawdziwie silni ludzie potrafią przyznać, że mają problem? Podobno najtrudniej zmienia się poglądy, które mamy zakorzenione od dziecka, lecz... może warto spróbować?